gazeta "Słonecznego Domu"

gazeta "Słonecznego Domu"
To gazeta mojego Środowiskowego Domu Samopomocy "Słoneczny Dom" z Ursusa. Okładka jednego z archiwalnych numerów. Dostępna na https://drive.google.com/drive/folders/0B9e8Z7OkI74RcU5UTEt1bjRCd0U?usp=sharing

czwartek, 17 maja 2018

Dostałem pracę :-)

Bardzo się cieszę, że pomimo tego, że choruję na schizofrenię, przyjęto mnie do pracy. Przez ostatni tydzień działo się dużo, więc uznałem, że warto zrobić kolejny wpis. Będę pisał, co się działo w kolejnych dniach po poprzednim poście (który napisałem w nocy ze środy na czwartek 9/10 maja). Jeżeli nie będziecie rozumieli moich skrótów myślowych, odpowiedź na nie znajdziecie na pewno w poście "Planuję iść do pracy". Po prostu nie chciałem dublować tych samych, a nie najistotniejszych informacji.

Czwartek, 10 maja. Tego dnia, lekko już zniecierpliwiony, zadzwoniłem na Andersa. Okazało się, że już 2 maja wysłali mi pismo, że muszę uzupełnić dokumenty, przede wszystkim muszę dać historię choroby. Wówczas jednak pismo to jeszcze pocztą nie doszło.Trochę mnie to przybiło, ale zadzwoniłem na Nowowiejską, gdzie dowiedziałem się, że dyrektor szpitala ma 7 dni na odpowiedź na podanie o takie papiery. Wykonałem jeszcze jeden telefon. I tu Was chyba zaskoczę. Poprzednio pisałem, że "zadzwoniłem do dwóch innych firm, w tym jednej ochroniarskiej". Te dwa telefony były w środę 9 maja. Otóż, drugą firmą był McDonald, i w czwartek zadzwoniłem do niego ponownie. Pan powiedział, że orzeczenie z Andersa chyba nie jest konieczne, jeśli ma się ZUS-owskie. To mnie zachęciło i umówiłem się na rozmowę na poniedziałek na godzinę 8:00 rano. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to spotkanie to już będzie po prostu ROZMOWA KWALIFIKACYJNA. To do mnie dotarło dopiero później.

Piątek, 11 maja. Od 10:00 do 17:00 byłem na APS-ie na bardzo ciekawej konferencji dotyczącej zdrowia psychicznego. Kiedy wróciłem do domu, w skrzynce pocztowej znalazłem awizo do mnie. Zgodnie z przewidywaniami była to przesyłka z Andersa i potwierdziło się to, czego dzień wcześniej dowiedziałem się przez telefon. "Nowością" okazało się to, że muszę zdać dokumenty do 23 maja. Jeśli chciałem zdążyć, musiałem się spieszyć. Wiadomo było jednak, że mogę to zrobić dopiero w następnym tygodniu.

Poniedziałek, 14 maja. Wstałem już o piątej rano, bo o ósmej musiałem być w McDonaldzie na ul. Czarodzieja. To jest na Białołęce, ale dojazd nie jest zły, z mojego domu (mieszkam we Włochach) droga trwa godzinę, czasem odrobinę dłużej. Nie będę opowiadał o podróży, minęła mi dobrze. O 7:45 dotarłem na miejsce i chwilę później rozpocząłem rozmowę z menedżerem personalnym, panią Moniką. Trwała trzy kwadranse, ale jakoś nie mam ochoty pisać o jej szczegółach. Skupię się na najważniejszych kwestiach technicznych. Ustaliliśmy, że "aplikuję" do prac porządkowych. Do zadań takich osób należą m.in.: dbanie o czystość podłóg, schodów, stołów i toalet oraz opróżnianie pojemników na śmieci. Praca prosta, ale według mnie dobrze płatna, bo stawka wynosi ponad 17 zł brutto za godzinę (ponad 13 zł netto/godz). Praca dla osób niepełnosprawnych na pół etatu trwa 3 i pół godziny, jednak tu przyjeżdza się w mniejszą ilość dni na 5 godzin. Pani Monika powiedziała, że musi jeszcze wszystko omówić z kierownikiem i jutro do mnie zadzwoni z wiadomością, czy są zainteresowani wspópracą ze mną. Nie ukrywam, trochę się bałem odmowy. Pożegnaliśmy się i pojechałem na Nowowiejską złożyć podanie o wydanie kserokopii dokumentacji medycznej. I to tyle, jeśli chodzi o sprawy związane z załatwianiem pracy tego dnia.

Wtorek, 15 maja. Trochę po 11:00 zadzwoniła do mnie pani Monika z niezwykle radosną wiadomością: CHCĄ, ŻEBYM U NICH PRACOWAŁ! Drugą dobrą wiadomością było to, że nie muszę załatwiać orzeczenia z Andersa, bo poprzedniego dnia wydawało się, że jednak będę musiał je mieć. Mimo wszystko postanowiłem dalej załatwiać sprawę z Andersa. Może mi się to przydać na przykład w sytuacji, kiedy uznam, że praca w McDonaldzie jednak nie jest dla mnie i zacznę szukać innej pracy. Zanim zacznę pracę, muszę jeszcze załatwić sprawy formalne. Po pierwsze muszę sobie zrobić badania sanepidowskie (wiadomo, branża gastronomiczna). Kiedy już będę miał wyniki, muszę pojechać do pani Moniki po skierowanie do lekarza medycyny pracy i ze skierowaniem, wynikiem z sanepidu oraz orzeczeniem o niepełnosprawności pojechać do jednej z kilku przychodni. Jeszcze we wtorek pojechałem do jednej ze stacji sanitarno-epidemiologicznych (na ul. Kochanowskiego), gdzie wziąłem probówki konieczne do wykonania badania. Zdać próbki mam 30 maja, i musi to być dokładnie ta data. Na początku czerwca powinny być wyniki badań. Pani Monika powiedziała mi, że później pójdzie już pewnie sprawnie. Jeżeli lekarz wyda zgodę na pracę, to oczywiście przed jej podjęciem przejdę jeszcze szkolenie. Szczerze mówiąc, czuję ekscytację, kiedy myślę o podpisaniu umowy o pracę :-) .

Czwartek, 17 maja. Dziś zadzwoniłem na Nowowiejską z pytaniem, czy mogę już odebrać dokumentację medyczną. Okazało się, że tak. Pojechałem więc, i okazało się, że muszę zapłacić 23 złote i 36 groszy (wyszły 73 strony, a każda kosztuje 32 grosze). Zapłaciłem i myślę, że było warto, bo czytanie tego, co lekarze (głównie dr Błądek) pisali o moim stanie zdrowia przez ostatnie 13 lat to naprawdę ciekawa lektura ;-) . Myślę, że warto było się tego dowiedzieć, to było takie skonfrontowanie mojego punktu widzenia z tym, jak widzieli mnie inni ludzie, w tym przypadku lekarze.

Jutro zamierzam pojechać na Andersa z tym, co dziś odebrałem na Nowowiejskiej. A później? Cóż, w najbliższym czasie czekają mnie różne inne ciekawe rzeczy, ale potrzebna jest jeszcze odrobina cierpliwości. Kiedy jednak ma się świadomość, że tak naprawdę zostało się już przyjętym do pracy i tylko kwestie formalne mogą to zabrać, dużo łatwiej zachować spokój.

1 komentarz:

  1. Dzięki za komentarz i za to, że podzieliłaś się faktami ze swojego życia. Jeśli to Ty jesteś Sylwią, która zaczęła obserwować mój blog, to za to również dzięki :-) .

    OdpowiedzUsuń