gazeta "Słonecznego Domu"

gazeta "Słonecznego Domu"
To gazeta mojego Środowiskowego Domu Samopomocy "Słoneczny Dom" z Ursusa. Okładka jednego z archiwalnych numerów. Dostępna na https://drive.google.com/drive/folders/0B9e8Z7OkI74RcU5UTEt1bjRCd0U?usp=sharing

czwartek, 5 stycznia 2017

Grupy objawów schizofrenii 5/5 - objawy dezorganizacji

Najczęstszymi objawami dezorganizacji psychicznej są formalne zaburzenia myślenia i dezorganizacja zachowania.

Formalne zaburzenia myślenia. Ludzie z objawami schizofrenii mogą mieć kłopoty z jasnym myśleniem, czasami mogą mieć problemy w zrozumieniu tego, co mówią do nich inni ludzie, albo też ich wypowiedzi mogą stać się trudne do zrozumienia. Może im to okresowo utrudniać uczenie się czy rozwiązywanie problemów.

Dezorganizacja zachowania. W przebiegu schizofrenii dojść może do dziwnych zachowań u chorych, np. dziwacznych gestów, pobudzenia czy spowolnienia ruchowego.

poniedziałek, 2 stycznia 2017

kryzys psychiczny 2010

W 2010 roku miałem ostatni (jak dotąd) kryzys psychiczny w życiu.

Jedną z konsekwencji "Kryzysu 2005" było to, że od jesieni 2005 r. zacząłem chodzić do Środowiskowego Domu Samopomocy "Słoneczny Dom". Przez cztery lata miałem ustabilizowany stan zdrowia. Jednak w 2009 roku doznałem "olśnienia" (przyczynił się do tego nienaturalnie podwyższony poziom nastroju). Stałem się dużo bardziej aktywny niż wcześniej - zacząłem robić wiele różnych rzeczy, na czele ze zdaniem Centralnego Egzaminu Wstępnego na studia geograficzne na UW. Bardzo schudłem, co samo w sobie było zjawiskiem pozytywnym, choć wynikało z psychozy. Popełniłem błąd w postaci odejścia ze Słonecznego Domu. No i niestety stopniowo zacząłem odstawiać leki. Po zupełnym odstawieniu dość szybko zorientowałem się, że to zły pomysł, ale było już za późno. Pod koniec 2009 roku przez blisko 2 miesiące byłem w szpitalu na Sobieskiego.

To był bez wątpienia kryzys, ale tylko średnio ciężki. Gorsze rzeczy działy się w roku następnym, czyli 2010. Przez pierwsze cztery miesiące tego roku pracowałem w Ekonie (mogłem legalnie pracować, bo nie byłem uczestnikiem zajęć w Słonecznym Domu). Od początku maja zacząłem jednak "zjeżdżać w dół", a po pewnym czasie doliczyłem się pięciu przyczyn, które spowodowały stres i tym samym pogorszenie stanu psychicznego. Po pierwsze, pod koniec 2009 roku wyszedłem ze szpitala niedoleczony, po drugie, miałem stres w pracy, z której zresztą zrezygnowałem, po trzecie, mocno przeżyłem tragedię w Smoleńsku, po czwarte, tata bardzo ciężko zachorował, i po piąte, zmarła ostatnia babcia.

To, że przestałem brać leki, było moim zdaniem tak naprawdę konsekwencją, a nie przyczyną kryzysu psychicznego.

Miałem bardzo bogate urojenia i głosy. Nie będę tu wszystkiego opisywał, Napiszę tylko, że najistotniejszym dodatkiem w stosunku do tego, co było we wcześniejszych kryzysach, było pojawienie się "wyśnionej ukochanej". Swoje uczucia ulokowałem w jednej z gwiazd piosenki i oczywiście byłem przekonany, że ona też mnie kocha. Wolę nie podawać jej nazwiska. To na pewno nie jest oczywiste dla każdego, więc podkreślę, że te urojenia zakochania były połączone, "pomieszane" z występującymi już wcześniej urojeniami wielkościowymi, posłanniczymi.

13 czerwca 2010 roku wieczorem zabrano mnie karetką z domu do szpitala. W samym szpitalu zachowywałem się bardzo dziwnie, miałem bardzo złe relacje z innymi pacjentami, co wynikało zapewne z silnej psychozy i manii dysforycznej. Szczególnie źle układało mi się z panem Markiem. Skarżyłem się, że nie mogę z nim wytrzymać i się go po prostu boję (był bardzo agresywny, a ja z nim "zadarłem"). Pewnego razu zaatakował mnie, a ponieważ zacząłem krzyczeć, obaj trafiliśmy w pasy. Ostatecznie panie lekarki zgodziły się przenieść mnie na oddział otwarty (nie wiem jakim cudem, bo byłem w bardzo złym stanie).

Na otwartym oddziale F10 przebywałem od 1 lipca do 12 sierpnia. Znowu zadarłem z większością pacjentów. Wypisałem się na własne żądanie, kiedy na oddział trafił pan Marek, którego nienawidziłem i którego się bałem. Lekarki jednak słusznie przewidziały, że niedługo znowu trafię do szpitala, bo cały czas byłem w bardzo złym stanie (chociaż mi samemu wydawało się, że jestem w bardzo dobrym stanie).

14 września moja pani doktor uznała, że muszę iść do szpitala. Tego samego dnia tam trafiłem. Podczas tego pobytu mania ostatecznie przerodziła się w depresję, i to ciężką. Jeszcze spotkałem osoby, z którymi w lecie byłem na oddziale F10, i usłyszałem gorzkie słowa o tym, jak mnie wtedy odbierano. Koleżanka powiedziała m.in., że "teraz (tzn. we wrześniu 2010) czuję się wyraźnie dużo lepiej niż w wakacje", bo "wtedy wszystkim przeszkadzałem". Było to dla mnie szokiem, bo myślałem, że w wakacje było bardzo dobrze, a w momencie, gdy ona to powiedziała, o wiele, wiele gorzej.

Październik to był po prostu koszmar: totalna deprecha, liczne myśli samobójcze, silne środki uspokajające i praktyczne cały miesiąc spędzony na zamkniętym oddziale. Pod koniec miesiąca sytuacja zaczęła się wreszcie trochę normować.

Listopad był już lepszy, objawy zaczęły ustępować. Dużo czasu spędziłem w tym miesiącu na przepustkach, aż wreszcie 17 listopada 2010 roku definitywnie opuściłem szpital. Remisja była w tym momencie niepełna, ale, ponieważ regularnie brałem leki i pod koniec roku (po półtorarocznej przerwie) wróciłem do Słonecznego Domu, stan zdrowia systematycznie mi się poprawiał. Rok 2011 i co najmniej kilka kolejnych zapiszą się w moim życiu jako czas ustabilizowanego stanu zdrowia i nastroju. Pomaga w tym na pewno branie leków (bardzo mi pasują Solian i Depakina) i terapia w Słonecznym Domu (choć mógłbym z niej więcej korzystać). Już 6 lat i półtora miesiąca nie byłem w szpitalu - to stan na dzień dzisiejszy. W maju 2016 roku przeżyłem rodzinną tragedię, a mimo to stan zdrowia nie uległ znacznemu pogorszeniu. W miarę możliwości staram się cieszyć życiem. Mam też poczucie, że pomaga mi wiara w Boga oraz zaangażowanie, zarówno indywidualne, jak i wspólnotowe, w sprawy związane z wiarą chrześcijańską.