gazeta "Słonecznego Domu"

gazeta "Słonecznego Domu"
To gazeta mojego Środowiskowego Domu Samopomocy "Słoneczny Dom" z Ursusa. Okładka jednego z archiwalnych numerów. Dostępna na https://drive.google.com/drive/folders/0B9e8Z7OkI74RcU5UTEt1bjRCd0U?usp=sharing

poniedziałek, 16 września 2019

Co nowego u mnie? Trochę się dzieje.

Hej! Uznałem, że przyszedł moment, by napisać nowego posta. Główna przyczyna jest taka, że chcę opisać swoje wrażenia z samodzielnego mieszkania. Mieszkam sam od ponad dwóch tygodni. Początkowo myślałem, że pierwsze wrażenia opiszę po miesiącu, ale nie mogłem się powstrzymać, żeby zrobić to wcześniej. Po drugie, chciałem wspomnieć o kursie "Doradcy do spraw zdrowienia", który rozpocznę pod koniec września, a zakończę w drugiej połowie stycznia (jeśli Bóg da). O tym kursie również planuję napisać relację (może więcej niż jedną) na tym blogu.

Jak mi się mieszka samemu? Przeprowadziłem się do nowego mieszkania właściwie od razu po powrocie z Zakopanego. Myślę, że mam duży bufor bezpieczeństwa, bo zaledwie kilka domów dalej mieszkają Perzowie, czyli siostra z mężem i dziećmi. Coś, co jest najtrudniejsze, to pojawiające się co jakiś czas lęki i głosy. Czuję wtedy paniczny strach. "Łapią" mnie one na ogół późnym wieczorem i w nocy. Jestem wtedy sam. Nie mam do kogo się zwrócić. Bardzo ostry stan lękowo-głosowy miałem niedawno, w nocy z 14 na 15 września. Zaczęły mi się nawet pojawiać myśli, żeby zadzwonić na pogotowie i poprosić o przewiezienie do szpitala psychiatrycznego. Na szczęście, w końcu te złe stany odeszły, tak jak zawsze dotąd zresztą. Co do tych lęków i głosów, to dodam jeszcze, że bardzo mnie boli poczucie winy, które mi wtedy towarzyszy.

Poza tym jest w miarę OK, mam dużo więcej spokoju niż wtedy, kiedy mieszkałem z siostrą, szwagrem, dziećmi i zwierzętami. Oczywiście, cały czas zdarza mi się chodzić na przykład na spacery z psem - mieszkamy przecież bardzo blisko - ale jednak dużo więcej przebywam z samym sobą. To czasem potrafi być trudne i dlatego postanowiłem, że koniecznie muszę regularnie wychodzić z domu, mieć różne aktywności, przebywać z ludźmi - w tym również z Tatą, Perzami. Jako jedną z takich dobrych rzeczy w tym kierunku uważam ten kurs "Doradcy do spraw zdrowienia". Na pewno dobrze by było też więcej chodzić do Słonecznego Domu, zwłaszcza rano.

Wiadomo, że mam też pewne obowiązki - wspomniałem o nich w jednym z wcześniejszych postów w kontekście śmierci Mamy - ale teraz jeszcze bardziej się one zintensyfikowały. W sobotę (krótko przed pojawieniem się lęków, ale nie wiążę tego ze sobą) udało mi się zmusić do kilkudziesięciominutowego sprzątania, poza tym robię dla siebie zakupy, piorę, zmywam naczynia, wyrzucam śmieci, zapewniam sobie obiad (niestety nie gotuję, bardzo cennym urządzeniem w mieszkaniu jest mikrofala), opłacam rachunki (to robiłem już wcześniej, teraz trzeba było zmienić pewne rzeczy, bo płacę za inne mieszkanie), robię też różne inne rzeczy, o których może już nie będę wspominał. Na szczęście sprawę Internetu udało się załatwić bezproblemowo. Mam też telewizję satelitarną. Bardzo dużo słucham radia, muzyka chyba pomaga opędzić mi się od złych myśli.

Co mam jeszcze powiedzieć? Trzymajcie za mnie kciuki, a najlepiej pomódlcie się za mnie, żebym dał radę :-) .

PS Będę jeszcze pisał o tym, jak sobie radzę i oczywiście po pierwszym wrześniowym zjeździe zamierzam zrelacjonować, jak było na kursie "Doradcy do spraw zdrowienia". Pozdrawiam!