gazeta "Słonecznego Domu"

gazeta "Słonecznego Domu"
To gazeta mojego Środowiskowego Domu Samopomocy "Słoneczny Dom" z Ursusa. Okładka jednego z archiwalnych numerów. Dostępna na https://drive.google.com/drive/folders/0B9e8Z7OkI74RcU5UTEt1bjRCd0U?usp=sharing

środa, 5 września 2018

moje zmagania z trudnymi myślami

Poniżej zamieszczam artykuł, który napisałem do gazety Słonecznego Domu. Jeszcze nie wiem, czy zostanie zaakceptowany, a jeżeli tak, to czy forma nie będzie zmieniona. W każdym razie tu zamieszczam ten tekst w jego pierwotnej formie:

Temat, na który tutaj piszę, jest dla mnie bardzo trudny. Przede wszystkim dlatego, że napisanie tego artykułu oznacza de facto przyznanie się do tego, że się myliłem. Myliłem się w ocenie własnej osoby – nie jestem prorokiem, nie jestem kimś szczególnie wybranym. Myślę, że na dzień dzisiejszy pogodziłem się z tym w dziewięćdziesięciu kilku procentach. Nawet te kilka procent daje się jednak mocno we znaki.
Spróbuję przedstawić w skrócie, za kogo się uważałem. Mój stan psychiczny fachowo się zwie „kompleksem mesjasza”. Jest to zjawisko wcale nierzadkie, zwłaszcza wśród osób chorujących na schizofrenię. Ja nie uważałem się za Jezusa, za to zafiksowałem się na postaci Eliasza. On wydawał mi się „bezpieczniejszy”, bo nie bałem się, że mogę zbluźnić. Zawsze go podziwiałem i do dziś uważam go za jedną z najbardziej, jeśli nie najbardziej niedocenianą postać biblijną (przynajmniej przez katolików). W Biblii jest powiedziane, że w przyszłości przyjdzie Eliasz „i skłoni serce ojców ku synom, a synów ku ojcom” (Malachiasza 3,24). Sam Pan Jezus mówi, że „Eliasz przyjdzie najpierw [przed powtórnym przyjściem Chrystusa] i naprawi wszystko” (Mateusza 17,11; Marka 9,12). Z czasem zacząłem utożsamiać Eliasza z jednym z „dwóch świadków” (11 rozdział Apokalipsy). Na podstawie innych fragmentów Biblii (mógłbym je przytoczyć, ale nie zrobię tego, bo chcę żeby artykuł był zwięzły) doszedłem do wniosku, że „dwaj świadkowie” to dwóch ludzi (dwóch proroków), którzy jeszcze się nie pojawili, ale się pojawią i przywrócą miłość do Chrystusa na ziemi. Pierwszy to Mojżesz lub Henoch, a drugi Eliasz (czyli prawdopodobnie ja). Prawdę powiedziawszy, to wszystko działo się głównie w moich myślach, raczej nie próbowałem przekuwać tego na działalność publiczną, a myśli wzmagały się wtedy, kiedy byłem w izolacji, to znaczy bardzo dużo przebywałem w domu – kiedy wychodziłem do ludzi, te myśli wyraźnie się zmniejszały.
Dlaczego doszedłem do wniosku, że nie jestem Eliaszem? Prawdę mówiąc, literalnego dowodu nie mam, a nie jestem jeszcze taki stary (mam 34 lata), natomiast „dla Boga nie ma nic niemożliwego” (cytat z Biblii). Powtarzając jak mantrę to zdanie, mógłbym jeszcze przez wiele lat żyć w przekonaniu, że jestem wielkim prorokiem. Są dwa główne powody, które sprawiają, że dziś jestem już prawie na sto procent pewien, że byłem w błędzie. Po pierwsze, poznałem wiele osób ze schizofrenią, które tak jak ja miały poczucie, że są wielcy, niezwykli i szczególnie wybrani. Po drugie, zawsze kiedy zaczynałem poważnie „wchodzić” w te myśli i na serio brać pod uwagę, że mogę być Eliaszem, pojawiał się w moim umyśle silny niepokój, traciłem spokój wewnętrzny, miałem takie nieprzyjemne odczucia umysłowe, czy też raczej duchowe. Wydaje mi się, że zdrowa część mnie zawsze wzbraniała się przed tymi myślami, a poza tym między innymi na tym właśnie polega rozeznawanie duchów, czy jest on od Boga, czy od Złego. Dziś poważnie biorę pod uwagę, że to Zły podsuwał mi te myśli o szczególnym wybraniu.
Czy są jakieś pozytywy tego, że miałem urojenia religijne? Na pewno to, że stałem się niemalże ekspertem w dziedzinie Biblii i teologii. Ciekawe, że zanim wybuchła moja psychoza, nie byłem zbyt religijny, a moja wiara była słaba. Potem zacząłem się tym interesować, bo myślałem, że jestem w samym centrum wydarzeń, moja religijność i wiara była więc tak jakby interesowna. Kiedy jednak te myśli, urojenia w 99 procentach odpuściły, okazało się, że stałem się osobą religijną i chyba dość głęboko wierzącą. Wierzę, że Bóg w taki dziwaczny z ludzkiego punktu widzenia sposób zaprowadził mnie do siebie. Oczywiście w chwilach, kiedy urojenia wielkościowe odchodziły moja wiara się chwiała, ale nie było to zjawisko silne. Utrata poczucia bycia Eliaszem jakoś nie spowodowała we mnie utraty sensu wiary, a jeżeli nawet tak było, to na bardzo krótko i w małym stopniu nasilenia.