Witam :-) . Na początek mam luźną propozycję, żeby osoby, które nie czytały poprzednich postów, a są na stonie głównej, przewinęły stronę o dwa posty niżej ;-) . Te trzy posty stanowią bowiem jedną całość.
Jestem umówiony na 25 czerwca, by podpisać umowę z McDonald's. 26 przejdę wszystkie niezbędne szkolenia, a w środę 27 czerwca zaczynam normalną pracę. Wywołuje to we mnie spore emocje. Dziś opiszę ostatnie kroki na drodze do pozyskania pracy.
Zacznę od tego, że pod koniec maja miałem w "Słonecznym Domu" płatne badania psychologiczno-intelektualne (prowadzone przez osobę z zewnątrz), za które otrzymałem 87 złotych. Był to dla mnie taki "przedsmak" pracy zarobkowej ;-) .
4 czerwca znałem już wyniki badań z sanepidu. Wyniki w porządku, choć, rzecz jasna, nie było to wielkim zaskoczeniem. W związku z tym następnego dnia pojechałem do McDonalda na Klasyków do pani Moniki, gdzie odebrałem skierowanie do lekarza medycyny pracy. Wybrałem centrum ATTIS na ulicy Pawińskiego, tam zadzwoniłem i umówiłem się na badania lekarskie na dzień 11 czerwca. Wszystkie badania przeszedłem pomyślnie i lekarz uznał, że jestem zdolny do pracy na stanowisku "pracownik restauracji" w restauracji McDonald's. Czy to była formalność? Pewnie tak, ale i tak podniosło to moją samoocenę :-) .
Dopiero 25 czerwca mam komisję lekarską na Andersa (orzeczenie być może kiedyś się przyda, ale do pracy, o której piszę, nie jest potrzebne), a prosto stamtąd jadę podpisać umowę o pracę. Muszę mieć ze sobą: orzeczenie lekarskie do celów sanitarno-epidemiologicznych, zaświadczenie od lekarza o zdolności do podjęcia pracy, a także m.in. ksero świadectwa wcześniejszej pracy (jest potrzebne do tego, bym od pierwszego dnia pracy miał prawo do urlopu). Mam wszystko, czego potrzeba, więc tym się nie martwię. Muszę jeszcze tylko kupić sobie czarne buty, które mam obowiązek mieć na 27 czerwca, czyli pierwszy dzień normalnej pracy.
Niestety będę musiał zrezygnować z bycia domownikiem Środowiskowego Domu Samopomocy "Słoneczny Dom". Takie niestety jest w Polsce prawo.
Bardzo proszę, trzymajcie za mnie kciuki! Powiem więcej, proszę o modlitwę.
Urodziłem się w 1984 roku w Warszawie. W wieku 18 lat (jeśli nie wcześniej) zachorowałem na schizofrenię. 16 razy byłem w szpitalu, po raz ostatni w 2010 roku. W ostatnich latach czuję się wyraźnie lepiej. Stworzyłem ten blog, aby w ciepły sposób pisać o schizofrenii, ponieważ uważam, że w Polsce ta choroba fatalnie się kojarzy, a o chorych mówi się głównie źle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz